[W ramach ochrony danych osobowych, imię i zdjęcie konia zostało zmienione].
Jakiś czas temu pracowałam z koniem w Stanach Zjednoczonych o imieniu Tico. Na wstępie pragnę zaznaczyć iż nie widziałam nigdy jego zdjęcia i jedyne co o nim wiedziałam to to, że prawie codziennie Tico ranił się (często robił to celowo), jego stan fizyczny był naprawdę ciężki. Rodzina Tico była zrozpaczona, ponieważ, pomimo wszystkich terapii weterynaryjnych, pomimo całej miłości i troski, którą był otaczany – sytuacja pozostawała bez zmian. Tico nadal zadawał sobie rany, czasami nawet bardzo poważne.
Podczas podróży szamańskiej, poprosiłam moich Przewodników aby pokazali mi przyczyny jego zachowania. Ujrzałam prawie natychmiast energetyczną linię, która zaprowadziła mnie bardzo daleko, na nieznaną mi wyspę i w bardzo odległą przeszłość. Nie miałam pojęcia co to za wyspa. Idąc dalej wzdłuż linii ujrzałam następującą scenę: ogromne stado prześlicznych koni (fizycznie różniących się od tych, które znamy) leżało na ziemi, wszystkie konie pokryte były szarym popiołem. W tym momencie usłyszałam moich Przewodników (to jest popiół wulkaniczny). Cały krajobraz był w szarych i stalowych odcieniach, kilka koni było jeszcze żywych, lecz wiele, niestety, już nie. Linia kończyła się w samym środku sceny. Usłyszałam, jak Tico do mnie mówi: „Widzisz? Jak mogę czuć się dobrze, skoro moi bracia i siostry cierpią? To jest moje stado, moje plemię, ja do niego należę, jeśli cierpimy – cierpimy wszyscy. Oto dlaczego się ranię, ja jestem jednym z nich.”
Zwróciłam się do moich Przewodników o pomoc, którzy zabrali się od razu „do dzieła”, odprowadzając dusze zmarłych koni do domu i odcinając niepotrzebną już linię energetyczną i pozostawiając wyłącznie te przydatne.
Po powrocie do Kręgu, w którym pozostawiliśmy Tico odcięliśmy drugi koniec liny i odszukaliśmy zagubione elementy jego duszy.
Opisując całą podróż ludziom, nadeszła moja kolej na zdziwienie: Tico należy do rasy koni islandzkich (krótki opis tej rasy TUTAJ), stąd też te różnice fizyczne, które dostrzegłam, a Tico pokazał mi swoich przodków w Islandii, którzy zginęli w wyniku wybuchu wulkanu! Tico był nadal połączony ze swoimi przodkami (jak i my wszyscy), których nawet nie znal i odzwierciedlał ich dramat w swoim obecnym życiu!
Najpiękniejszy w tej historii jest fakt, iż kilka dni po naszej wspólnej podróży Tico zaczął dobrze odpowiadać na wszystkie terapie i przestał się ranić!